Po pomyślnym zdaniu egzaminów i rozwikłaniu pierwszej zagadki kryminalistycznej Luk zostaje przeniesiony do Londynu, jednego z najniebezpieczniejszych miejsc w Wielkiej Brytanii. Miasto diametralnie różni się od tego jakie znamy teraz, jest kompletnie zdewastowane, z budynków, które budziły podziw, zostały ruiny, wszędzie walają się sterty śmieci, dzika i nieokiełznana roślinność porasta każdy możliwy kawałek przestrzeni, a w zaroślach czają się groźne zwierzęta. Nic więc dziwnego, że Londyn stał się siedliskiem slumsów i wszelkiego rodzaju patologii, nikt nie wychodzi z domu bez niebezpiecznych narzędzi zapewniających skuteczną obronę przed napaścią.
W mieście działa sekta Wizjonerów wyznających dziwne (jak dla mnie) zasady. Członkowie pałają nienawiścią do chorobliwie białych ludzi, wady genetyczne odpowiedzialne za kolor skóry, uważają za oznakę wielkiego grzechu i sprzeniewierzenia się Bogu. Nienawidzą lekarzy, za to, że pomagają chorym, interweniując w ten sposób w genialny boski plan. Podważają wiarygodność i sprzeciwiają się Komitetowi Łączenia Par, głosząc, że aranżowane małżeństwa są sprzeczne z bożymi zasadami, a tylko małżeństwo połączone ze względu na prawdziwą miłość może być szczęśliwe i udane.
Nic więc dziwnego, że gdy zaczynają ginąć poszczególni przedstawiciele znienawidzonych przez Wizjonerów grup, Luk zaczyna podejrzewać jednego z nich. Przenika do wnętrza sekty, narażając się przy tym na wielkie niebezpieczeństwo, by jak najszybciej wykryć sprawcę.
Tak samo jak w poprzednim tomie, w rozgryznieniu sprawy pomaga Lukowi sympatyczny robot - Mobilny Asystent Legalno - Kryminalistyczny, wyposażony w najnowocześniejsze technologie i rejestrujący przebieg całego śledztwa.
Drugi tom kryminalnej serii science fiction zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu niż tom pierwszy. Ciekawsza zagadka, żywsza akcja, większe napięcie i element zaskoczenia, to wszystko sprawiło, że książkę czytało się z prawdziwą przyjemnością. Niestety zawiodło mnie zakończenie, zbyt banalne, zbyt proste. W momencie gdy napięcie osiąga punkt kulminacyjny, a czytelnik z niecierpliwością wyczekuje dalszych wydarzeń, wszystko zostaje przerwane, napięcie opada w trybie natychmiastowym, a czytelnikowi pozostaje uczucie niedosytu.
Książka w sam raz dla młodych miłośników kryminałów, ci starsi mogą poczuć się odrobinę zawiedzeni.
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Tytuł oryginalny: Traces: Lost Bullet
Tłumaczenie: Maciej Nowak-Kreyer
Wydawnictwo: Wilga
Data wydania: 2010
Ilość stron: 216
Ocena: 4/6
Chyba może mi się spodobać :-)
OdpowiedzUsuńJestem miłośniczką kryminałów. Nie wiem tylko czy zaliczam się do tych młodszych, czy już starszych czytelników :)
OdpowiedzUsuńDla młodego czytelnika może być to interesująca lektura:). Myślę, że mojemu kuzynowi mogłaby się spodobać:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
@pisanyinaczej - jeżeli zdecydujesz się przeczytać daj znać czy Ci się spodobała
OdpowiedzUsuń@Heather - przeczytaj, może akurat przypadnie Ci do gustu ;)
@kasandra_85 - zdecydowanie bardziej książka przypadłaby mi do gustu gdybym przeczytała ją kilka (albo nawet kilkanaście) lat temu, wiadomo, gusta literackie wraz z biegiem czasu się zmieniają ;)
no nie wiem - jakoś mam ochotę, co wydaje mi się dziwne
OdpowiedzUsuńChyba tą serię sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuńGdybym kiedyś zobaczyła ją w bibliotece, to może bym ją przeczytała. Jakoś specjalnie szukać jej nie będę, choć fabuła wydaje się być nawet interesująca. Zniechęca mnie głównie to banalne zakończenie, wolę takie, którego się w ogóle nie spodziewam.
OdpowiedzUsuńTa książka wydaje się trochę dziwna... To znaczy niby ciekawa, ale jednak nie..
OdpowiedzUsuńKryminały uwielbiam, ale chyba wolę te dla starszego pokolenia :D
OdpowiedzUsuńOch, świetna recenzja, ale kryminałów nie lubię
OdpowiedzUsuńzapowiada się super!, a ja ją mam w planach :-)
OdpowiedzUsuń