Byłam w teatrze!
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów (wstyd się przyznać). Do tej pory ceny biletów skutecznie mnie odstraszały, ale tym razem bilet dostałam z pracy więc nie wypadało się nie wybrać.
Bałam się tego co dostanę, nie wiedziałam jak się ubrać, jak zachować, co wypada, a co nie, w końcu to kultura na najwyższym poziomie, z którą do tej pory miałam niewiele wspólnego. Jak się okazało moje obawy były zupełnie bezzasadne.
Pierwszym zaskoczeniem była sala wypełniona po brzegi, ani jednego miejsca wolnego. Drugim przekrój wiekowy. Godzina 18 to już dość późny wieczór, zwłaszcza obecnie kiedy szybko zapada zmierzch, a w teatrze było kilka wycieczek szkolnych. Za moich czasów na spektakle chodziło się jedynie w godzinach lekcyjnych, często po to by uniknąć siedzenia na lekcjach. Kolejne zaskoczenie było dość przykre, zawsze myślałam, że teatr to eleganckie miejsce, do którego należy się elegancko ubrać, co niektórzy chyba o tym zapomnieli (albo obecna moda zmieniła i placówki kulturalne). Tak więc obok eleganckich mężczyzn w garniturach i kobiet w sukienkach można było zobaczyć osobników w kolorowych koszulach, sweterkach, t-shirtach, adidasach jak i zwykłych dresach (co było dla mnie największym wstrząsem).
Oczywiście nie obyło się bez przepychanek i walki o miejsce, a to komuś pomyliły się rzędy, a to ktoś kogoś podsiadł, najwięcej zamieszania siała oczywiście szkolna młodzież, najbardziej niezadowoleni stwierdzili, że mają gdzieś spektakl, który się jeszcze nawet nie zaczął i idą do pobliskiej galerii. Byłam lekko zniesmaczona, zwłaszcza, że młodzież miejsce zajmowała tuż za mną i dla zabicia czasu zaczęła obżerać się chipsami wyciągniętymi z reklamówek! Gdzie byli wychowawcy? Nie wiem.
Na szczęście po podniesieniu kurtyny było już tylko lepiej, bawiłam się wyśmienicie i z pewnością wpiszę teatr do mojego stałego repertuaru. Następne na liście jest przedstawienie dla dzieci, na które chciałabym zabrać swoją 7-letnią córkę, która teatr zna tylko z krótkich scenek rozgrywanych w szkole.
„Dajcie mi tenora!", spektakl na którym byłam, to szalona komedia o... narodzinach gwiazdy. Kilkadziesiąt minut rewelacyjnej zabawy, toczącej się w zwariowanym środowisku artystycznym.
W operze w Cleveland trwają ostatnie gorączkowe przygotowania do wielkiej gali - przedstawienia „Otella" z gościnnym udziałem światowej sławy włoskiego tenora. Wszystko zdaje się przebiegać zgodnie z planem do czasu, kiedy plany legną w gruzach. Kilka godzin przed rozpoczęciem spektaklu okazuje się bowiem, że sławny gość zginął. Jak wyjść z twarzą z tej dramatycznej sytuacji, żeby uniknąć towarzyskiego skandalu i bankructwa?! Można czekać na cud lub próbować wybrnąć z kłopotu, wybierając rozwiązanie równie cudowne w prostocie i nierealne w wykonaniu - niepostrzeżenie zastąpić słynną gwiazdę...
"Dajcie mi tenora!" to komedia, przy której płakałam ze śmiechu. Żarty sytuacyjne, cięte riposty, komiczne dialogi okraszone włoską muzyką, to wszystko sprawiło, że wieczór należał do wyjątkowo zaskakujących i udanych. Gra aktorska była wyjątkowo ekspresyjna i brawurowa, scena wręcz kipiała od emocji. Szczególnie zaciekawiła mnie postać Sounders'a, która wiodła prym na scenie. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć ;)
Nie należę do znawców teatru i gry aktorskiej. Tak jak wspomniałam na początku ostatni raz w teatrze byłam wieki temu, co ciekawsze było to moje pierwsze spotkanie z komedią, w takim wydaniu. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że podobało mi się niezmiernie, a to jest chyba najważniejsze. Nie nudziłam się ani przez chwilę. "Dajcie mi tenora!" pokazało mi, że w teatrze również można dobrze się bawić, a wrażenia są o niebo lepsze niż w kinie :)
Przekład: Elżbieta Woźniak
Reżyseria: Marcin Sławiński
Scenografia: Wojciech Stefaniak
Kostiumy: Justyna Chruślicka
Obsada:
Diana - Izabela Brejtkop
Maria - Katarzyna Dorosińska (gościnnie)
Maggie - Maria Gudejko
Tito Merelli - Piotr Kondrat
Max - Łukasz Mazurek
Saunders - Jarosław Rabenda
Bellhop - Wojciech Wachuda
Julia - Iwona Pieniążek
Ja tez bardzo dawno nie bylam w teatrze, nawet nie umiem okreslic kiedy byl ten ostatni raz. Na pewno w czasach licealnych, bo pozniej to juz nie... Bardzo mnie zachecilas tym postem, mam nadzieje ze uda mi sie wybrac w niedalekiej przyszlosci na jakis dobry spektakl :) Chociaz rowniez poczulam sie zniesmaczona zachowaniem mlodziezy uczestniczacej w tym spektaklu jak i tej co to sobie wyszla upatrujac lepszy sposob na spedzenie czasu wybierajac sie do galerii.. No coz, ich strata :)
OdpowiedzUsuńZycze Ci wiecej takich wypadow :)
Uh, współczuję ci tej szkolnej młodzieży (co tam, że sama do niej należę), bo kto kurde wnosi chipsy do teatru? o.O
OdpowiedzUsuńTeraz to wiesz, można dostać 5 z polskiego za pójście do teatru po lekcjach :D
Ja nie lubię zbytnio teatrów, oper czy baletów, ale nie lubię też filmów :D Oglądanie nie jest dla mnie ^^
Och, jak dawno nie byłam w teatrze! Muszę się wybrać.
OdpowiedzUsuńChipsy w teatrze?! Serio -,- O masakra, od razu kazałabym im wychodzić i nie wracać dopóki nie nauczą się kultury!
OdpowiedzUsuńA wypadu do teatru zazdroszczę! Tak dawno sama w teatrze nie byłam!
Ooo, jak ja dawno w teatrze nie byłam!!! Już wiem, gdzie chcę pójść jeszcze w tym roku! :D
OdpowiedzUsuńTeż byłam niedawno w teatrze i - to niezwykłe, magiczne miejsce :)
OdpowiedzUsuńW teatrze nie byłam już jakiś rok, a na taką fajną sztukę chętnie bym się wybrała. Niestety ceny biletów są często kosmiczne. Teraz docenia się tanie bilety zapewnione przez szkołę :)
OdpowiedzUsuńW teatrze też byłam wieki temu. Dobrze byłoby to zmienić.
OdpowiedzUsuńRzadko bywam w teatrze, ale jaj ju jestem to preferuje spektakle komediowe :)
OdpowiedzUsuń