14:40

Jakub Żulczyk "Instytut"

Książka Jakuba Żulczyka pt. "Instytut" intrygowała mnie od dnia swojej premiery. Interesująca okładka, masa pozytywnych recenzji i ten zachęcający opis z tyłu porównujący książkę do takich hitów filmowych jak "The Ring" i "Cube", sprawiły, że nie mogłam obok niej przejść obojętnie.
Sięgając po lekturę spodziewałam się dusznej, mrocznej atmosfery, która wbije mnie w fotel i zgodnie z zapowiedzią na okładce nie pozwoli zasnąć przez wiele nocy. Byłam przygotowana na silne emocje i interesującą fabułę, chciałam by książka mną wstrząsnęła i dała do myślenia. Miałam wobec niej duże wymagania, zwłaszcza, że Żulczyk został okrzyknięty polskim Kingiem, który zdecydowanie należy do grupy moich ulubionych pisarzy.



Główną bohaterką książki jest Agnieszka, kobieta z dużym bagażem negatywnych doświadczeń. Życie Agnieszki nigdy nie było usłane różami, beztroski tryb życia w młodości sprawił, że wylądowała w nieszczęśliwym małżeństwie z mężczyzną, którego nie kochała, a jedynym motorem napędowym i tym co trzymało ją przy boku męża stała się córka.
Życie Agnieszki zmieniło się o 180 stopni w momencie gdy w spadku po tajemniczej babce dostała mieszkanie. Z dnia na dzień kobieta postanowiła zakończyć farsę, jaką było jej małżeństwo i wyjechać do innego miasta.
Samotność i poczucie izolacji sprawiło, że nowe mieszkanie Agnieszki stało się bazą noclegową dla życiowych rozbitków. Ona dała im schronienie i dach nad głową, oni zapełnili pustkę jaka powstała po stracie ukochanej córki.
Agnieszka, pomimo swojego dojrzałego wieku, zachowuje się jak nastolatka, której nie było dane nacieszyć się wolnością. Niczym spuszczony ze smyczy pies, próbuje nacieszyć się życiem bardzo często podejmując błędne decyzje. Kobieta imprezuje do białego rana niejednokrotnie przesadzając z alkoholem, wdaje się w niebezpieczne i nieciekawe znajomości jak i wpuszcza do swojego życia osoby, których nie zna. I tak przy jej boku staje grupa znajomych o dość szemranej i nieciekawej reputacji.
Pewnego dnia, po kolejnej mocno zakrapianej imprezie, okazuje się, że drzwi od mieszkania zostały zabite i nikt nie jest w stanie z niego wyjść. Tajemniczy "Oni" chcą odzyskać to co podobno kiedyś było ich własnością i pozbyć się niechcianych lokatorów, którzy zajęli ich miejsce w tytułowym Instytucie. Od samego początku wiadomo, że nie są przyjaźnie nastawieni i wszystkim lokatorom grozi nieznane, śmiertelne  niebezpieczeństwo. Czy ktokolwiek zdoła z tego wyjść cało?

Z czystym sumieniem przyznaję, że książka mnie zawiodła. Być może miałam wobec niej zbyt wygórowane oczekiwania, ale to co dostałam w żaden sposób nie było w stanie mnie usatysfakcjonować.
Intryga stworzona przez autora była bezsensowna i w żaden sposób nie trzymała się kupy, a całe wyjaśnienie dziwacznej sytuacji, przeznaczenie i funkcja tajemniczych "ich", sprawiła, że miałam ochotę płakać. Z każdą stroną czekałam na rozwój akcji, czekałam na wydarzenia, które zmrożą mi krew w żyłach, niestety nic takiego się nie stało, akcja wlekła się leniwie, jedyne co wywołując to tylko lekkie poczucie klaustrofobicznej ciasnoty. Emocje bohaterów, ich strach i próby wyjaśniania zagadki w żaden sposób nie były w stanie zmusić mnie do jakiejkolwiek reakcji.
Do tego kreacja bohaterów nie wzbudziła mojego uznania, żaden z nich nie zasłużył nawet na cień sympatii. Nieodpowiedzialni dorośli, którzy zachowują się jak banda rozpuszczonych nastolatków, w pewnym momencie nasunęła się nawet myśl, że zasłużyli na taką karę.
Szczerze to zupełnie nie rozumiem zachwytów nad tą powieścią, a już okładkowe porównanie do "Cube", a zwłaszcza "The Ring" jest całkowicie bezsensowne, książka nie ma w sobie nic z wymienionych filmów.

"Instytut" z założenia miał być horrorem jednak to psychologiczny aspekt wzbudził we mnie większe zaciekawienie. Retrospekcje bohaterów dotyczące ich życia sprzed zamknięcia wywołały we mnie więcej emocji niż to co miało być sednem książki.
Może gdybym nie nastawiała się na coś wielkiego mój odbiór byłby zupełnie inny, niestety zawiodłam się ogromnie.

Wydawnictwo: Znak
Data wydania: Październik 2010
Ilość stron: 240 


Recenzja bierze udział w wyzwaniu: 
Historia z trupem 

16 komentarzy:

  1. W takim razie szkoda czasu na tą lekturę, mimo to ciekawa recenzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy szkoda? Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, w końcu książka ma wiele pozytywnych recenzji, mi nie przypadła do gustu, po części dlatego, że pokładałam w niej duże nadzieje, w końcu taka rekomendacja, polski King itd., niestety Kinga też niewiele tutaj.

      Usuń
  2. Czytałam tę książkę. Zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Chciałabym poznać inne książki autora, które również spotykają się z dobrymi opiniami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam "Świątynię", powieść bardziej młodzieżowa ale i tak bardziej przypadła mi do gustu, dlatego nie skreślam autora. Wiem, że ma na swoim koncie ciekawe pozycje :)

      Usuń
  3. Już porównanie do "The Ring" by mnie zniechęciło, nienawidzę tego filmu. Aż mnie ciarki po plecach przechodzą, brrr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat do "The Ring" nie znalazłam żadnych analogii, tak więc to porównanie (na okładce) jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.

      Usuń
  4. Chyba najgorsze są te porównanie i opisy, że książka/film wzbudzi nas wielki strach, że będziemy bali się pójść do łazienki. Ile razy przeczytałam lub usłyszałam takie słowa, okazywało się, że wyczekiwałam tego "strasznego" momentu i... nigdy nie mogłam się doczekać. Z kolei, gdy nie nastawiałam się na nic szczególnego (bo i promocja/reklama gorsza) to okazywało się, że rzeczywiście fabuła, poszczególne sceny oddziaływały na mnie bardzo mocno. I teraz pytanie: czy to jest wina wybujałych słów wymyślonych przez dział marketingu czy też naszego nastawienia? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra reklama to podstawa, jeśli coś się w odpowiedni sposób zareklamuje, nawet jeśli jest słabej jakości, to i tak można mieć pewność, że znajdzie swoje grono odbiorców. Niestety w ten sposób tracą książki, które nie mają takiej promocji zapewnionej, z pewnością nie raz przechodzi nam koło nosa prawdziwa perła, o której słyszeli tylko nieliczni. I tutaj dochodzi też kwestia nastawienia, bo jeśli wydawcy coś takiego obiecują to i czytelnik po danej książce oczekuje dużo więcej, niestety dość często zawodzę się na tych głośnych i obiecujących wydaniach.

      Usuń
  5. Nie lubię takich porownań, gdyż zazwyaj się na takich książkach zawodzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam ją w planach i chętnie przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja się skuszę, jak tylko gdzieś spotkam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka ciekawa, warto sięgnąć, ale na pewno nie sugerując się porównaniami, które są mocno naciągane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie właśnie te porównania rozczarowały i kolejny raz obiecałam sobie, że więcej nie będę wierzyć opisom na okładkach ;)

      Usuń

Copyright © Zatopiona w lekturze , Blogger