12:43

Amandine - Marlena de Blasi

Amandine - Marlena de Blasi
Sięgając po "Amandine" nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, nie znam twórczości autorki, a o książce nigdy wcześniej nie słyszałam. Do lektury zachęcił mnie opis z okładki, który zapowiadał przewijający się polski wątek.

Amandine jest dzieckiem niechcianym, skutkiem ubocznym romansu 16-letniej Andżeliki Czartoryskiej ze starszym o rok członkiem znienawidzonej rodziny. Aby uniknąć rozgłosu i skandalu babcia dziewczynki, hrabina Czartoryska, informuje córkę o śmierci noworodka, a te wywozi w tajemnicy z Polski do francuskiego zakonu, gdzie ma dorastać pod czujnym okiem sióstr. Dziewczynka przychodzi na świat z wrodzoną wadą serca, dlatego też nikt nie daje jej większych szans na przeżycie. Ku zaskoczeniu wszystkich, dziecko rozwija się prawidłowo, z dnia na dzień staje się coraz silniejsze. 
Los dla Amandine jest wyjątkowo brutalny, dziewczynka dorasta w surowej, klasztornej atmosferze wielokrotnie doznając niepotrzebnych krzywd. Gdy sytuacja staje się wyjątkowo krytyczna, Solage - opiekunka dziewczynki, postanawia zabrać ją z nieprzychylnego miejsca i pomimo wojennej zawieruchy, wywieść do swojego rodzinnego domu. Zamierzana krótka podróż staje się wielką i niebezpieczną wyprawą przez okupowany kraj. Wojna oraz tragiczne wydarzenia sprawiają, że los dziewczynki jeszcze bardziej się komplikuje, na szczęście może liczyć na życzliwych i pomocnych ludzi, którzy staną na jej drodze.

"Amandine" to wyjątkowo wzruszająca i emocjonująca książka, bazująca na motywie krzywdy wyrządzonej dziecku. Hrabina Czartoryska kosztem udawanej moralności woli pozbyć się własnej wnuczki, opinia społeczeństwa jest dla niej ważniejsza niż dobro córki oraz jej dziecka.  Główna bohaterka samotna, porzucona przez rodzinę dziewczynka od najmłodszych las poszukuje swojej tożsamości i stara się odnaleźć rodzinę. Ile w stanie jest znieść małe, biedne dziecko? Jak wiele bólu i cierpienia jest w stanie udźwignąć? 

Akcja utworu koncentruje się wokół Amandine, jednak autorka co jakiś czas przenosi nas do Polski do rodziny Czartoryskich. W pewnym momencie hrabinę zaczynają dręczyć wyrzuty sumienia i żałuje tego co zrobiła, jednak czy nie jest już za późno? Czy zdecyduje się wyjawić komuś swoją tajemnicę? Jak zareaguje Andżelika? Wraz z postępem akcji i upływającym czasem pytania zaczynają się mnożyć.

Akcję utworu można podzielić na 3 części: życie Amandine w klasztorze, podróż dziewczynki przez okupowaną Francję oraz dygresje dotyczące jej biologicznej rodziny. Każda z tych części zasadniczo różni się od siebie i można by pomyśleć, że to trzy zupełnie inne powieści. Najkorzystniej i najciekawiej zarazem wypada ta opisująca wojenną zawieruchę. Podobnie ma się sytuacja z narratorem, pojawia się on zarówno w trzeciej jak i pierwszej osobie, co odrobinę dekoncentruje i wprowadza niepotrzebne zamieszanie. 

Mimo, że początkowo książka odrobinę mnie nudziła i podchodziłam do niej z lekkim dystansem to całość wypadła zdecydowanie na plus. Powieść poruszyła moje emocje i spowodowała, że ciężko było mi się rozstać z pogodną, ciepłą i dobrą Amandine. Jedynie zakończenie lekko mnie rozczarowało, pozostało otwarte, każdy czytelnik może dopowiedzieć sobie swoją własną wersję, chociaż ja wolałabym przeczytać o dalszych losach małej Polki, która straciła swoją tożsamość zaraz po urodzeniu.
_____________________________________________

Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 18 listopada 2015
Liczba stron: 464

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

18:42

Pieśń harfy - Levi Henriksen

Pieśń harfy - Levi Henriksen
"Pieśń harfy" to książka inna niż wszystkie. Już sama okładka wydaje się oryginalna i przyznaję, że to właśnie ona wzbudziła moją ciekawość. Zanim sięgnęłam do lektury byłam przekonana, że będę miała do czynienia z typowym, lekko tajemniczym skandynawskim kryminałem. Moje zaskoczenie było ogromne gdy okazało się, że książka ta z kryminałem nie ma nic wspólnego, jeszcze większe gdy okazało się, że zupełnie mi to nie przeszkadza. "Pieśń harfy" to powieść o muzyce, ponadczasowej, która łączy pokolenia i zbliża do siebie ludzi, o tęsknocie, Bogu, niespełnionych marzeniach i prawdziwej miłości, która trwa wbrew upływającemu czasowi i wieloletniej rozłące, o poszukiwaniu szczęścia i odnajdywaniu tej jedynej, właściwej drogi. 

Producent muzyczny Jim Gystad, cierpi na niemoc twórczą i zaczyna wątpić w sens swojej działalności do momentu, gdy w kościele słyszy śpiew trojga starzejących się ludzi. Rodzeństwo Thorsen swojego czasu cieszyło się dużą popularnością jednak z nieznanych przyczyn postanowiło zejść ze sceny i zakończyć karierę artystyczną. Wielu dałoby wiele by choć jeszcze raz usłyszeć ich anielskie głosy na żywo. Jim Gystad postanawia ponownie wystawić zapomniane talenty na światło dzienne. Początkowo znajomość Jima z rodzeństwem nie układa się po jego myśli, jednak upór producenta sprawia, że z dnia na dzień stają się sobie coraz bardziej bliscy, a ich relacje zaczynają obierać zupełnie inny kierunek niż początkowo zamierzany.

"Pieśń harfy" to powieść niebanalna, która porusza najgłębsze emocje i zmusza do refleksji nad własnym życiem. Bohaterami są ludzie dojrzali, samotni, którzy z różnych przyczyn utracili to, co w życiu najcenniejsze. Autor pokazuje jak jedna niewłaściwa decyzja może odmienić los na zawsze zamieniając życie w pasmo bólu i cierpienia. Nie warto unosić się dumą i honorem, a o to co najważniejsze należy walczyć póki starczy sił. Z drugiej strony autor pokazuje nam, że na naprawę swoich błędów nigdy nie jest za późno, a prawdziwa miłość przetrwa wszelkie zawieruchy i wcześniej czy później czeka ją szczęśliwy finał. Powieść ukazuje niepewne koleje ludzkiego losu, które mogą się zmienić z dnia na dzień. W życiu nic nie jest pewne, a szczęście ludzkie bywa bardzo kruche. 

Zasadniczą rolę w książce odgrywa muzyka. Nigdy wcześniej nie miałam okazji czytać powieści, w której gra ona pierwsze skrzypce i jest, aż tak mocno związana z bohaterami. Autor ma prawdziwy talent do pisania na ten temat i nie trzeba być znawcą by zauważyć, że jest to jego prawdziwą pasją. Przyznaję, że w moim życiu muzyka nie zajmuje specjalnego miejsca, zdecydowanie wolę ciszę, jednak autor sprawił, że zaczynam patrzyć na tę kwestię z zupełnie innej perspektywy, może jeszcze nie trafiłam na gatunek, który skradłby moje serce?

Akcja płynie leniwie i spokojnie bez nagłych zwrotów czy balansowania na granicy. Jest to refleksyjna, klimatyczna powieść, która pokazuje, że na naprawę błędów i odnalezienie szczęścia oraz spokoju ducha nigdy nie jest za późno.
___________________________________________________

Wydawnictwo: Smak Słowa
Data wydania: 9 marca 2016
Tytuł oryginału: Harpesang
Tłumaczenie: Milena Skoczko
Ilość stron: 304

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

18:06

Zimowe Panny - Cristina Sanchez-Andrade

Zimowe Panny - Cristina Sanchez-Andrade
Lata pięćdziesiąte w hiszpańskiej Galicji. 
Po trzydziestu latach nieobecności dwie siostry, Saladina i Dolores, powracają do rodzinnej wioski i zamieszkują opuszczony dom dziadka Reinalda. Nagłe pojawienie się kobiet burzy spokojne życie lokalnej społeczności, która po wojennych zawieruchach stara się zapomnieć o przeszłości i poukładać życie od nowa. Siostry budzą uśpione wspomnienia, oraz skrzętnie ukrywane tajemnice, kładące cień  na mieszkańcach tego niewielkiego miasteczka. Główny temat tabu stanowi dziadek panien, nikt nie chce o nim rozmawiać, mieszkańcy nabierają wody w usta za każdym razem gdy starzec jest wspominany. Wszyscy zastanawiają się za to, po co kobiety wróciły w rodzinne strony. Czy ma to coś wspólnego z umowami, które don Reinaldo podpisywał przez swoją śmiercią? Czy kobiety wróciły po to, co mieszkańcy dawno temu zgodzili się oddać ich dziadkowi? Nazywane Zimowymi Pannami kobiety stroniące od towarzystwa budzą lęk i ciekawość zarazem, każdy ich krok jest bacznie obserwowany i rejestrowany. Czy kobiety odnajdą w Tierra de Cha spokój, którego tak bardzo potrzebują?

"Zimowe Panny" to książka wyróżniająca się spośród innych oryginalnością i specyficznym stylem przypominającym iberyjskich klasyków. Podczas lektury czytelnik wkracza w świat pełen tajemnic, przesądów i wiejskich wierzeń. Powieść przesiąknięta jest magicznym realizmem, który pozostaje delikatnie w tle, nie rzuca się w oczy i nie zniechęca swoją natarczywością. Autorka przedstawia nam każdego bohatera z osobna głównie skupiając się na jego dziwactwach i cechach, które wyróżniają go z tłumu (niekoniecznie w pozytywny sposób). Tak więc możemy poznać księdza, który nie dba o higienę osobistą i zdradza wszystkie tajemnice spowiedników swojej matce, protetyka, który wyrywa zęby zmarłym po to, by później wstawiać je żywym o dość osobliwych zainteresowaniach skrywanych w różowym pokoju, wdowę, która pomimo, kolejnego wieloletniego małżeństwa nie może pogodzić się ze śmiercią pierwszego męża, oraz staruszkę, która pomimo sędziwego wieku i ogromnych chęci nie może umrzeć. 

Powieść jako całokształt jest dość dziwna, tajemnicza i nieoczywista, ale równocześnie roztacza wokół siebie aurę, która przyciąga i nie pozwala się od niej oderwać. Z pewnością, nie jest to typowa powieść obyczajowa, w której wszystko układa się w poprawny, pozytywny sposób. Autorka dosłownie pokazuje rzeczy takimi jakimi są, w realistyczny, dosadny sposób bez zbędnych upiększeń i opisów.

Tierra de Cha to miejsce gdzie współczesność spotyka się z przeszłością. Dzięki retrospekcjom na jaw wychodzą wszystkie niewiadome. Wraz z bohaterami mamy okazję cofnąć się w czasie do okresu hiszpańskiej wojny domowej, której konsekwencje odczuwalne są w miasteczku po dzień dzisiejszy. Niepokojące wspomnienia i tajemnice prześladują mieszkańców, a wyrzuty sumienia nieustannie dręczą i nie pozwalają żyć w normalny sposób. 

Autorka ma niezwykły talent do budowania niezapomnianego, zachwycającego klimatu, tak odmiennego od współczesnej literatury. Magia miesza się z realizmem, to co oczywiste z nieoczywistym i tajemniczym, marzenia i fantazje z codziennością i zwyczajnością. Całość jest niczym baśń pisana dla dorosłych, w której nic nie jest oczywiste i takie jakim się wydaje na pierwszy rzut oka. Samo zakończenie rodzi kolejne pytania i pozostawia czytelnika z pewnego rodzaju niedosytem.
____________________________________________

Wydawnictwo: Muza
Tytuł oryginalny: Las Inviernas
Tłumaczenie: Katarzyna Okraśko
Data wydania: 24 lutego 2016
Ilość stron: 320
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

11:42

We troje - Hanna Dikta

We troje - Hanna Dikta
Hanna Dikta napisała książkę, która wywołała we mnie sprzeczne uczuciami. Autorka poruszyła temat śmiertelnej choroby w rodzinie - raka, radzenia sobie z traumatycznymi przeżyciami oraz bolesnymi wspomnieniami z przeszłości, skomplikowanych rodzinnych relacji oraz miłości. Dużo jak na tak niewielką objętościowo powieść. Książka przesiąknięta jest emocjami, tymi pozytywnymi jak i negatywnymi. Bohaterowie stają na rozdrożu i zmuszeni są podjąć decyzje, które być może na zawsze odmienią ich życie. Czy będą to decyzje właściwe?

Wiele lat temu matka Agaty i Joanny zmarła na raka. Młode dziewczyny w różny sposób poradziły sobie z tragedią. Agata, młodsza z sióstr, wyszła za mąż za starszego o 20 lat Jacka,  zrezygnowała z pracy nauczycielki i wyjechała w drugi koniec Polski, do Białogóry, by prowadzić pensjonat. To właśnie z jej perspektywy poznajemy całą historię. Relacje sióstr przez lata rozłąki znacznie się ochłodziły do momentu, gdy okazało się, że Joanna choruje na raka. Koszmar z przeszłości powrócił ze zdwojoną siłą, Agata na nowo przeżywa śmierć matki i ze zdwojoną mocą obawia się o życie siostry, tym bardziej, że Joanna postanowiła zrezygnować z tradycyjnego leczenia i postawić na medycynę alternatywną. Siostra cierpliwie towarzyszy chorej na kolejnych wizytach u znachorów, w międzyczasie starając się przemówić jej do rozsądku. Sytuacja znacznie komplikuje się w momencie gdy Agata poznaje męża Joanny, Piotra, którego do tej pory znała jedynie z opowieści. Między tą dwójką zaczyna działać niebezpieczna chemia, tragiczna sytuacja, czuwanie pod drzwiami chorej i wspólny front przeciwko medycynie naturalnej znacznie zbliżyło tą dwójkę do siebie. Ale przecież Agata ma kochającego męża, a Piotr jest jej szwagrem, mężem chorej na raka siostry. Sytuacja bardzo skomplikowana.

Tytuł powieści powinien raczej brzmieć "We czworo", ponieważ cała czwórka była zamieszana w dziwaczny, miłosny czworokąt. Przyznaję szczerze, nie polubiłam bohaterów. Ich zachowanie było lekko irracjonalne, pozbawione jakiejkolwiek logiki i przez to niezmiernie irytujące. Śmieszne jet gdy dorośli zachowują się jak nastolatki, które dopiero co wkraczają w dorosłe życie i sami nie wiedzą czego chce. Jedynie Joanna wzbudziła moje cieplejsze uczucia, było mi jej zwyczajnie szkoda. Piękna, walcząca ze śmiertelną chorobą kobieta nie miała pojęcia co dzieje się za jej plecami.

Autorka trafiła w mój czuły punkt. Zachowania Agaty oraz podejmowane przez nią decyzje są sprzeczne z moim światopoglądem oraz zasadami jakimi kieruje się w życiu, dlatego tak ciężko było mi zrozumieć bohaterkę. Rozumiem, że czasami emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem, ale są pewne granice, których nie należy przekraczać. Zresztą, nie dostrzegłam tam żadnej miłości, raczej niezdrową fascynację oraz pożądanie, chęć zmienienia czegoś w swoim życiu kosztem cudzej tragedii, o czym dobitnie przekonało mnie zakończenie. Agata zachowywała się niczym typowy pies ogrodnika, sama nie chce, a drugiemu nie da.

Mimo wszystkich tych sprzeczności muszę przyznać, że książka jest naprawdę dobra. Wciąga od pierwszych stron i czyta się ją błyskawicznie. Wzbudza emocje, niekoniecznie te pozytywne i prowokuje do przemyśleń. Nie jest to typowa powieść obyczajowa, określiłabym ją raczej mianem powieści psychologicznej, która rozkłada na czynniki pierwsze osobowość Agaty. Zagłębia się w jej traumatyczne przeżycia z młodości, stratę matki, z którą nawet w dorosłym życiu nie umie sobie poradzić. Czy wszystkie decyzje jakie kobieta podjęła były z tym związane? Dużo starszy mąż, za którego wyszła tuż po studiach, dążenie za głosem serca, które nagle obudziło się po latach uśpienia i stabilizacji w długoletnim związku. Długo trzeba by było rozkładać powieść na czynniki pierwsze by zrozumieć złożoność postępowania bohaterki, dlatego książkę trzeba koniecznie  przeczytać samemu.
______________________________________________

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 15 lutego 2016
Ilość stron: 304

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

14:46

Pętla - Faye Kellerman

Pętla - Faye Kellerman
Terry, żona płatnego mordercy, prosi detektywa Deckera o pomoc przy ostatecznej rozmowie z nieobliczalnym i niebezpiecznym mężem. Kobieta postanawia zakończyć związek po tym, jak mąż dotkliwie ją pobił, jednak boi się konfrontacji twarzą w twarz. Decker stawia się na miejsce i próbuje chronić zrozpaczoną kobietę. Po konfrontacji mogłoby się wydawać, że rozmowa przebiegła gładko i bezproblemowo, jednak wieczorem Terry znika bez śladu, pozostawiając bez opieki nastoletniego syna, który tymczasowo trafia pod skrzydła detektywa Deckera. Rozpoczyna się śledztwo mające na celu odnalezienie kobiety. Niestety detektyw jest złej myśli, wszystko jeszcze bardziej się komplikuje gdy na jednym z placów budowy zostają odnalezione zwłoki brutalnie zamordowanej, powieszonej, nagiej kobiety. Szybko okazuje się, że morderstwo nie mam nic wspólnego z zaginięciem Terry. Jednak czy poszukiwana kobieta nadal jeszcze żyje? Detektyw Decker równolegle prowadzi dwa śledztwo - morderstwa i zaginięcia.

"Pętla" nie jest typowym thrillerem, pomimo klasycznego schematu zbrodni i zagadki do rozwiązania, zawiera w sobie ciekawe elementy dotyczące rodzinnego życia Deckerów oraz kultury żydowskiej. Wielowątkowość utworu sprawia, że napięcie jest stopniowane, a akcja utworu nie jest skoncentrowana jedynie na zbrodni. Z jednej strony stanowi to niewątpliwie urozmaicenie powieści,  rozbudowany wątek obyczajowy sprawia, że bohaterowie stają się bardziej ludzcy, z drugiej, tych którzy oczekują brawurowej akcji pędzącej na łeb na szyję, może to lekko irytować i nudzić. W książce brak spektakularnych i nagłych zwrotów akcji, wszystko płynie swoim lekko leniwym torem, prowadząc prosto do mordercy. Nie zmienia to faktu, że bohaterowie krążą po omacku, trafiając na coraz to nowsze tropy i dowody oraz mylne poszlaki, które prowadzą ich w zupełnie inne rejony (jak się okazuje równie niebezpieczne), po drodze odkrywając kilka nowych trupów.

Autorka stworzyła całą gammę oryginalnych i barwnych postaci, nie szczędząc im szczegółowych opisów wyglądu zewnętrznego. Każda postać pojawiająca się na kartach utworu, bez znaczenia czy pierwszo czy drugoplanowa jest z dokładnością opisywana, jak wygląda, jakiej jest budowy ciała, ile ma wzrostu i w co jest ubrana, niestety po jakimiś czasie zaczęło mnie to irytować, uważam, że są to zbyteczne szczegóły, które tylko niepotrzebnie rozwlekają powieść.

Narracja powieści jest trzecioosobowa, dzięki temu możemy poznać wszystkie wątki, wtopić się w uczucia oraz emocje bohaterów, poznać ich tok rozumowania oraz powody podejmowanych decyzji. Ciężko jest jednoznacznie określić co w tej powieści jest najważniejsze, czy wątek obyczajowy, czy kryminalny, ponieważ oba są na podobnym poziomi i zajmują takie samo miejsce, więc jeśli szukacie typowego thrillera, gdzie dużo się dzieje to ta książka z pewnością nie jest dla was.
_____________________________________________

Wydawnicwo: HarperCollins Polska
Tytuł oryginalny: Hangman
Tłumaczenie: Bogumiła Nawrot
Data wydania: 17 lutego 2016
Ilość stron: 496

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

Copyright © Zatopiona w lekturze , Blogger